Prolog

Wahadłowiec lądował właśnie nieopodal domu Leerów. Mały Kardo obserwował zbliżający się z hukiem statek. Rodzice od początku wiedzieli, że ich syn jest chłopcem wyjątkowym. Niedługo po jego narodzinach zgodzili się oddać go na szkolenie Jedi gdy odwiedził ich emisariusz, który przybył do nich ze świątyni na Coruscant, aby powiedzieć im o darze jakim dysponuje ich syn i prosić aby oddali go jak trochę podrośnie na szkolenie Jedi.  Spoglądając na zaledwie dwu letniego Kardo leżącego w kołysce wyczuwali jego emocje. Statek wyraźnie mu się podobał , ale Kardo był zbyt mały aby rozumieć to co go czeka. Obawiali się, że był zbyt mały aby niebawem pamiętać swoich rodziców.
   Hałas silników odrzutowych powoli zaczął cichnąć gdy maszyna osiadła na lądowisku przy farmie i platforma  zaczęła opadać. Na rampie statku pojawiła się postać w przepastnym brązowym płaszczu z kapturem naciągniętym na głowę tak głęboko, że jej twarz była całkowicie zasłonięta. Dłonie złączone na pasie okryte były obszernymi rękawami i podtrzymywały poły płaszcza. Postać dostojnym krokiem nie podnosząc głowy podeszła do małego Kardo i stanęła górując nad nim, chłopiec uniósł wzrok aby zajrzeć pod kaptur nieznajomego. Twarz dziecka zamarła na chwile. Rodzice mogliby przysiąc, że dziecko na widok twarzy nieznajomego zadrżało. Trwało to jednak zaledwie ułamek sekundy i już mały Nautiliańczyk uśmiechał się gderając wesoło do przybysza. Jedi wysunął rękę w kierunku dziecka i z końca rękawa wyłonił się brunatny palec dwukrotnie dłuższy i szerszy od ludzkiego z długim i całkowicie czarnym paznokciem. Chłopiec bez wahania chwycił palec oburącz i potrząsnął nim to w górę to w dół gderając wesoło. Nieznajomy cofnął rękę i zwrócił się w kierunku rodziców. Podczas gdy zbliżał się do nich zdjął z głowy kaptur. Na rodzicach Karda Jedi nie zrobił takiego wrażenia jak na dziecku. Doskonale wiedzieli kim jest ponieważ przed przylotem rozmawiał z nimi przez Holotransmiter.
   Ojciec Karda wyszedł mu naprzeciw wysuwając w jego kierunku rękę w powitalnym geście i racząc Kel Dorskiego mistrza serdecznym uśmiechem.
- Witam mistrzu Arranie. Rozumiem, że nadszedł już czas.- powiedział krzywiąc się lekko, ale nadal wyglądając serdecznie.
Nie można było tego powiedzieć o rycerzu, który podał mu rękę na przywitanie. Mimika twarzy rasy Kel Dor była niedostrzegalna ze względu na maski, które przedstawiciele tej rasy musieli nosić poza swoją planetą. Ojciec Karda wiedział jednak, że gdyby nie maska na bulwiastej głowie rycerza ujrzał by uśmiech. Wyczuwał to w feromonach Arrana.
- Witaj Lardo. Faktycznie czas nadszedł. Twój syn jest bardzo silny mocą i nie wyczuwam w nim zepsucia – Głos rycerza był głęboki i lekko zniekształcony przez maske, która nadawała mu metalicznego podźwięku. – Dziś zabiorę go na Coruscant do Świątyni Jedi gdzie rozpocznie swoje szkolenie. Kardo zostanie rycerzem.
- Nie powiem żebym wyczekiwał tego momentu z utęsknieniem, ale słowo się rzekło – Lardo nie krył żalu w głosie. – Dziwi mnie tylko fakt, że w mojej rodzinie nikt nigdy nie był czuły na Moc, Nikt wcześniej nie był Jedi. – Usiadł na pieńku i w zamysleniu oparł brodę na dłoni.
- Ścieżki mocy nie są zbadane przyjacielu. W każdej rodzinie mogą się pojawic się czuli na moc. Nie wiadomo dlaczego ani jak. Jednak jako wierny Republice i demokracji na pewno rozumiesz, że pokój w galaktyce jest najważniejszy i powinieneś być dumny z tego, że to właśnie Twój syn będzie go strzegł. – Arran usiadł obok Larda kładąc mu rękę na ramieniu – Dzięki dzieciom takim jak Kardo zakon Jedi będzie istniał i bronił bezpieczeństwa i pokoju w Galaktyce. Jest to zaszczytna funkcja i powinniście być dumni ze swojego syna. – Arran mówił spokojnie. Na twarzy Larda stopniowo zanikały żal i zamyślenie. Nautiliańczyk wstał i otrzepał spodnie. Zmierzył Jedi od góry do doły i westchnął.
- Dobrze więc. Pamiętam podobną rozmowę gdy go odkryliście. Mówiłem wtedy mistrzowi Fisto i powiem to teraz Tobie. Żadne słowa nie zastąpią mi syna ale rozumiem wagę podjętej decyzji i po raz kolejny zgadzam się. Porozmawiam teraz z żoną. Jednocześnie proszę byś poczekał na pokładzie statku i dał nam się pożegnać – Lardo posłał rycerzowi blady wymuszony uśmiech – Wiedz też, że wyczułem Twoją obawę przed moją zmiana zdania i oznacza to jak sadzę, że mój syn jest ważny dla zakonu i zaopiekujecie się nim jak należy. – Posłał rycerzowi pytające spojrzenie – Zadbasz o to mistrzu Arranie, Prawda?
- Absolutnie – odparł bez wahania rycerz – Twój syn będzie bezpieczny w murach świątyni Jedi.
- Dziękuje za szczerą i bezzwłoczną odpowiedź. A teraz jeśli pozwolisz pójdę do żony. Poczekaj na mnie i Karda na pokładzie.
Jedi ukłonił się bez słowa, nałożył kaptur i odszedł w kierunku wahadłowca. Arran odczuwał jednak niepokój w stosunku do małego Kardo.

Posted by Awgansky | o 12:43

0 komentarze:

Prześlij komentarz