Rozdział I Padawan

Rozdział pierwszy


Padawan


Lata mijały a Kardo zagłębiał tajniki korzystania  z mocy i walki mieczem świetlnym. Opanował zdolność walki mieczem w formie trzeciej. Cały czas pozostając pod bacznym okiem szkolących go mistrzów  codziennie ciężko pracował zagłębiając wiedze z zakresów sztuk Jedi.

Był obserwowany nie tylko przez kadrę szkoleniową a również przez przechodzących mistrzów i rycerzy Jedi szukających sobie padawana. Zainteresowanie jego osobom przejawiali tacy mistrzowie jak Qui-Gon Jinn, który ostatecznie wziął sobie na padawana nieco starszego Obi Wana Kenobiego. Czas mijał a młody Kardo nie maił mistrza. Było tak aż do osiągnięcia przez niego wieku lat jedenastu. Wtedy to jego osobą zainteresował się Twi’lekański Jedi Zirlo Stern. Będący świeżo upieczonym rycerzem. Niebiesko skóry Zirlo był pod wrażeniem widząc Kardo ćwiczącego techniki walki mieczem. Młody Nautilańczyk zaimponował swojemu przyszłemu mistrzowi podczas treningu z droidami ćwiczebnymi gromiąc pięcioro z nich w czasie krótszym niż dwie minuty i wykazując się przy tym niespotykaną finezją.  Zobaczywszy ten pokaz umiejętności Zirlo niezwłocznie udał się do mistrza Yody z prośbą o przyznanie mu Karda na padawana.



Kardo przebywał w stołówce gdy odnaleźli go Zirlo i Yoda.

- Witaj młody. Byś poznał kogoś bardzo bym chciał. – powiedział Yoda podchodząc opierając się na lasce do stołu – Rycerza Jedi Zirla Stern przedstawiam Ci. – Yoda wskazał ręką rycerza. Zirlo wysunął się na przód i zmierzył młodzika wzrokiem. Na jego twarzy rysowała się mieszanina powagi i radości.

-Witaj młody Kardo. Nazywam się Zirlo Stern i jestem Twoim nowym mistrzem – Rycerz obdarował nowego padawana uśmiechem – Od dziś będę nadzorował Twój dalszy trening Jedi. Nauczę Cię wszystkiego co umiem i będziesz ze mną podróżował po galaktyce.

Kardo słuchał uważnie spoglądając na rosłą postać nowego mistrza uśmiechał się serdecznie. Na jego twarzy malowała się ulga.

- To dla mnie zaszczyt mistrzu – Odpowiedział wyciągając rękę – będę Cię bacznie obserwował ucząc się pilnie i zdobywając doświadczenie. – Skierował się do Yody i pochylił głowę – Mistrzu Yoda dziękuję za nauczenie mnie wszystkiego co umiem. Obiecuję, że będę rozwijał nabyte w świątyni umiejętności dążąc do perfekcji.

- Dziękować nie musisz młody Kardo. Szkolenie Jedi dopiero teraz dla Ciebie rozpocznie się – odparł Yoda po czym odwrócił się i odszedł swoim powolnym tempem pozostawiając padawana sam na sam ze swoim nowym mistrzem.

- Co teraz mistrzu? – Zapytał Kardo wykazując duże zainteresowanie osobą Zirla i cały czas bacznie mu się przyglądając.

- Teraz mój młody uczniu udamy się na niższe poziomy miasta w poszukiwaniu pewnego handlarza – Zirlo odwrócił się i zaczął odchodzić – Ja idę do archiwum porozmawiać z mistrzem Tera Sinube o naszym celu. Warto wiedzieć jak najwięcej o kimś kogo się szuka. Weź to – Podał mu mały notatnik elektroniczny. – i idź do kwatermistrza, który wyda ci sprzęt.

- Dobrze mistrzu  – Kardo ukłonił się i odszedł w kierunku magazynów. Był zadowolony i beztroski.

*

- No, no ,no młody Kardo padawanem. –powiedział dumnym głosem świątynny kwatermistrz - Nareszcie Ci się udało, już myślałem, że nigdy nie przyjdziesz po odbiór sprzętu i nasze spotkania będą miały tylko naturę towarzyską tak jak to bywało dotychczas.  A tutaj proszę nie dość, że padawan to jeszcze twoim mistrzem jest nie byle kto.

- Co masz na myśli? – Kardo nie krył zdziwienia w głosie.

- Przecież Twoim mistrzem będzie nie kto inny a Zirlo Stern. – Kwatermistrz wydawał się rozbawiony zdziwieniem pojawiającym się na twarzy padawana – Zirlo jest mistrzem formy czwartej. Niekwestionowanym mistrzem – zmierzył Karda z ukosa – Taki szermierz jak Ty powinien znać to nazwisko.

- Nie sądziłem, że to ten Zirlo – Zamyślony utkwił wzrok w jakimś odległym punkcie. – Wydawało mi się, że ktoś z taką reputacji będzie nieco…

-Starszy – dokończył za niego kwatermistrz – Widzisz, otóż wyczynem było nie tylko osiągnięcie mistrzostwa czwartej formy, ale również dokonanie tego jeszcze jako padawan. – Kwatermistrz przygotował już pakunek i podał go młodemu Kardo. – Pokwituj tutaj. Standardowa paczka zawiera. Komplet szat, płaszcz, miecz świetlny, racje żywnościowe, holotransmiter, comlink i maskę tlenową. – wyliczał na palcach kwatermistrz - Po powrocie zapraszam do siebie w celu uzupełnienia zapasów. Powodzenia i do zobaczenia Kardo.

- Dziękuje mistrzu – Kardo ukłonił się do – mam nadzieję, że niebawem wrócę i tym razem to ja będę opowiadał o swoich przygodach. – Jego twarz promieniała radością – Bardzo mnie wspierałeś mistrzu. Dziękuję i do zobaczenia niebawem. – Padawan z tobołkiem pod pachą odszedł w kierunku swoich kwater by przygotować się do misji.

- Do zobaczenia Kardo Leera – wyszeptał pod nosem kwatermistrz – spisz się dobrze.



*

Zaopatrzony i przygotowany Kardo udał się do głównego hangaru gdzie miał się spotkać ze swoim nowym mistrzem. Zirlo stał właśnie przy jednym z wahadłowców rozmawiając z jakimś starszym rycerzem Jedi, który był wyraźnie zadowolony z rozmowy. Starszy Jedi rzucił radosne spojrzenie młodemu padawanowi i pożegnał się z obojgiem odchodząc w kierunku świątynnych korytarzy. Zirlo lekko spoważniał gdy nieznajomy zniknął z pola widzenia.

- Kto to był mistrzu? –Zapytał Kardo – wyglądasz na strapionego.

- To był mój dawny mistrz. Dowiedział się, że wziąłem sobie padawana. Przyszedł mi pogratulować i życzyć powodzenia. –Twarz Zirlo wykrzywiła się w dziwnym grymasie. Westchnął i odwrócił się w kierunku rampy statku rzucając przez ramię – Dobrze było go znów zobaczyć. Wziął sobie na szkolenie jednego z Twoich kolegów. Chodź mój uczniu. Lecimy na niższe poziomy.

Kardo bez słowa wszedł na pokład i zajął miejsce na fotelu drugiego pilota w kokpicie statku. Po kilku chwilach gdy opuścili już świątynię i zmierzali w kierunku tunelu prowadzącego na niższe poziomy, Zirlo uruchomił holotransmiter i przystąpił do zapowiedzi misji.

- Jak zapewne wiesz na Coruscant kwitnie przestępczość zorganizowana. Pojawia się coraz więcej organizacji czy też gangów zajmujących się handlem bronią i nielegalnymi używkami. Jedną z takich organizacji jest Szpon Rancora – Nad deską rozdzielczą pojawił się hologram przedstawiający mocno zawinięty pazur. – Szefem tej organizacji jest niejaki Tu’ Pak Mordigo. – hologram zmienił się po chwili i już przedstawiał postać wysokiego Koreliańskiego mężczyzny o bardzo masywnej budowie ciała. Przez łysą głowę biegła szeroka blizna zaczynająca się pod brodą a kończąca powyżej czoła. – Tu’ Pak jest bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem. Ostatni Jedi, który próbował go pochwycić został przez niego zabity w walce.

Dopiero teraz Kardo oderwał oczy od hologramu i wlepił wzrok w swojego mistrza.

- On zabił Jedi w walce? – W jego głosie słychać było wyraźną nutę strachu – Poradził sobie z rycerzem?

- Spokojnie Kardo – na twarzy Zirlo malował się delikatny uśmiech – Ta blizna po ostatnim spotkaniu z Jedi pokazuje nam, że nie jest niezniszczalny. – położył rękę na ramieniu ucznia – Przy okazji w razie konieczności, w którą szczerze wątpię to ja się z nim zmierzę a możesz mi wierzyć. Ze mną nie pójdzie mu tak łatwo. Ekhm. Wracając do misji. Zgodnie z ostatnimi doniesieniami Tu’ Pak przebywa w lokalu „ U Łagodnego Rancora” znajdującym się na niższych poziomach miasta. To właśnie ten lokal jest celem naszej dzisiejszej wędrówki. Aresztujemy Tu’ Paka pogrążając tym samym jego gang w wewnętrznych konfliktach o władzę co pozwoli policji na rozbicie organizacji i powstrzyma samego szefa prze jej odbudowaniem. Reasumując. Musimy aresztować Tu’ Paka Mordigo i zabrać go do świątyni gdzie zostanie przesłuchany i dowiemy się kto jest jego głównym dostawcą.

Słowa Zirlo były tak spokojne i beztroskie, że sprawiały iż misja wydawała się równie łatwa co sprzątanie stołówki. Kardo był pod wrażeniem pewności siebie mistrza uznał, że trudna jak się do tej pory wydawało misja będzie banalna dopóki Zirlo będzie przy nim.

Właśnie wylatywali z tunelu a Kardo po raz pierwszy zobaczył niższe poziomy Coruscant. Ten widok miał raz na zawsze odmienić jego opinię o planecie. Wyziewy pary tworzyły mgłę, z której raz za razem wyłaniały się sterty śmieci i nieprzytomni od używek mieszkańcy. Wszyscy mrużyli oczy i wskazywali na ich statek wyraźnie zainteresowani tym co może sprowadzać wysłanników senatu w miejsce takie jak to. Ulice były brudne i śmierdziały ekskrementami. Mieszkańcy niższych poziomów mimo, że byli przedstawicielami znanych ras wyglądali inaczej. Byli zgarbieni, wielu z nich miało różne części ciała zastąpione nielegalnymi implantami większość z nich nosiła broń. Gdy dochodzili do oświetlonych jasnymi neonami drzwi klubu u łagodnego rancora Zirlo wyszedł na przód przesłaniając padawana własnym ciałem. Drzwi pilnowało dwóch bramkarzy rasy Weequay, którzy zastąpili im drogę i wysunęli przed siebie ręce w geście nakazującym zatrzymanie się.

- Wstęp mają tylko członkowie klubu – powiedział ten po prawej po czym spojrzał ponad Zirlem na jego padawana – Tylko dorośli członkowie – dodał z szyderczym uśmiechem.

Zirlo wykonał powolny gest ręką przed oczami bramkarzy.

- Jesteśmy członkami klubu a Ty nie chciałeś nas zatrzymywać – powiedział spokojnie i wyraźnie – odsuniecie się teraz i zaprosicie nas do środka.

Bramkarze wyglądali jak w transie z ich twarzy zniknęły szydercze uśmieszki.

- Jesteście członkami klubu – powiedział beznamiętnie ten z prawej opuszczając rękę – Nie chcieliśmy was zatrzymywać – odsunął się na bok wskazując ręką drzwi – Zapraszamy do środka.

Drzwi rozsunęły się i z korytarza dobiegł ich dźwięk muzyki. Bramkarze nadal stali zamroczeni co wykorzystało kilku młodych ludzi wkradając się do środka niepewnym krokiem. Gdy Jedi weszli do korytarz Kardo spojrzał na mistrza z podziwem. Zirlo wyszczerzył zęby w szczerym uśmiechu  i poklepał go po plecach.

- Mam nadzieje, że patrzysz i się uczysz. – powiedział wciąż się uśmiechając – pamiętaj jednak, że takie sztuczki działają tylko na słabe umysły. Nie sądzę, że z Tu’ Pakiem pójdzie nam równie łatwo. Teraz miej się na baczności. Pełno tu osób, które nie życzą nam najlepiej. Pamiętaj trzymaj się blisko mnie. Nie chcę zginąć od postrzału w plecy. – Rozejrzał się bacznie gdy weszli do głównej Sali –Jeszcze jedno padawanie. Rozmowy zostaw mi. Po prostu obserwuj i ucz się.

- Dobrze mistrzu. – odparł wyraźnie zdezorientowany Kardo – czuję tu mnóstwo gniewu, ale też dużo rozkoszy.

- Witam na niższych poziomach – skwitował Zirlo – Chodź do baru mam ochotę na drinka. Może jeszcze nas nie rozpoznali.

Posted by Awgansky | o 07:42 | 0 komentarze

Prolog C. D.

Płacząca matka wtulała się w ramie Larda gdy wahadłowiec Jedi unosił się nad lądowiskiem. Płakała gdy znikał z pola widzenia. Lardo wiedział, że będzie tak jeszcze długo po odlocie.
-R4 ustaw koordynaty na Coruscant.  – Arran wydał polecenie astrodroidowi –  Wracamy do domu. Ustanów również Holopołaczenie ze świątynią.
Nad niewielką platformą umieszczona w desce rozdzielczej pojawił się po chwili mały niebieski hologram przedstawiający sylwetkę mężczyzny w średnim wieku. Był słusznej postury ubrany w szaty Jedi nie miał na sobie płaszcza a jego głowa była łysa.
- Witaj Arranie – Przemówił zniekształconym głosem. – Jak przebiega Twoja misja?
- Witaj mistrzu Windu z przyjemnością donoszę, że wszyscy młodzi są już na pokładzie. Zaraz skaczemy w nadprzestrzeń i wracamy do świątyni.
- Dobrze to słyszeć. Przygotujemy wszystko na wasz powrót.
- Jest jeszcze coś mistrzu – Arran wziął głęboki oddech jakby przygotowywał się do nurkowania po czy spuścił powietrze z płuc – Ten Nautiliański chłopiec imieniem Kardo, wyczuwam w nim duży potencjał. W tym chłopcu moc jest wyjątkowo silna.
- Co masz na myśli? – Hologram mistrza Windu zafalował gdy jego brew unosiła się w pytającym geście.
- Miałem wrażenie, że bez problemu odczytał moje intencje. Aura mocy, która go otacza jest silna. Zupełnie jakby już szkolił się w posługiwaniu się nią a ma dopiero dwa lata.
 Mistrz Windu spojrzał zaciekawiony na Kel’ Dorskiego rycerza. Wyraźnie zamyślony milczał przez chwilę po czym jakby wyrwany ze snu powiedział
- Niczego nie zakładaj. Chłopiec stanie przed Radą Jedi i postaramy się odkryć co może być powodem tego nietypowego zachowania. Pamiętaj jednak, że takie sytuacje miały już miejsce i nie zawsze był to zły znak. Oczekujemy Twego powrotu. Do zobaczenia niebawem Arranie.
     Hologram mistrza Windu zniknął. Arran obrócił się do swojego astrodroida.
- R4 czy możemy już skakać w nadprzestrzeń?
Droid wydał z siebie serie pisków i zakręcił kopułą jako potwierdzenie.
- Obrze zatem. – Arran przeszedł jeszcze na tyły statku aby upewnić się, że dzieci są zabezpieczone – skaczemy w nadprzestrzeń, następny przystanek Coruscant.
  Przez przedni wizjer wdarło się jasne światło tworzące tunel nadprzestrzenny
- Pozostało tylko czekać R4. Czekać na powrót do świątyni i zasłużony odpoczynek.
*
Wyjście z nadprzestrzeni nigdy nie należało do najprzyjemniejszych uczuć. Tak samo tym razem nie oszczędziło Arrana i gdy statek wytracił już całkowicie prędkość rycerz Jedi czuł się już okropnie osłabiony.
- Coruscant nareszcie – odetchnął z ulgą powstrzymując skurcz żołądka – Ustaw koordynaty lądowania w świątyni R4. Włącz autopilota, ja zobaczę co u młodzików.
Wahadłowiec podchodził już do lądowania na powietrzni planety gdy Arran poszedł sprawdzić czy wszystko jest w porządku w wydzielonej dla dzieci części statku.
Coruscant było stolicą Republiki Galaktycznej. Planeta mieściła się nieopodal jądra galaktyki i była niemal w stu procentach zabudowana tworząc tym samym planetę miasto. To tutaj mieściła się siedziba Galaktycznego Senatu, biuro wielkiego kanclerza jak i Świątynia Jedi. Była to imponująca budowla mająca kształt piramidy pozbawionej szczytu. Z płaskiego dachu wyrastało pięć wież. Po jednej na każdym rogu budynku i najwyższa centralnie po środku. Południowo wschodnia wieża  była siedzibą najwyższej Rady Jedi i to właśnie tam Arran miał zanieść młodzika Kardo, który miał zostać obiektem dyskusji Rady. Błyskawiczna winda zawiozła ich na szczyt wieży gdzie najwięksi mistrzowie zakonu oczekiwali na spotkanie z uznanym przez Arrana za wyjątkowego chłopcem. Gdy stanęli przed Radą mistrzowie przyjrzeli się chłopcu.
- Moc faktycznie silna w tym chłopcu jest – przemówił niski zielono skóry mistrz Yoda – Zagrożenia ze strony jego nie wyczuwam wcale.
- Mistrzu Fisto to ty jako pierwszy odnalazłeś chłopca na jego rodzinnej planecie. Czy w jego rodzinie wyczuwałeś cos co mogło by w chłopcu obudzić skłonności do ciemnej strony? Czy wyczułeś tam jakieś zaburzenia mocy? – Jeden z członków rady zwrócił się z pytaniem do Nautilińskiego mistrza.
- Nie wykryłem żadnych zaburzeń mocy – Odpowiedział ze szczerym uśmiechem mistrz Fisto – Nie wyczułem też złych intencji rodziców. Dom pełen był miłości i oddania. Nie było tam czynników, które mogły by rozbudzić w chłopcu ciemną stronę. – Ponownie uśmiechnął się odsłaniając białe zęby tym razem patrząc  w kierunku chłopca – Moim zdaniem chłopiec jest po prostu ciekawski i nie uważam tego za złą cechę. Zwłaszcza w połączeniu z bystrym umysłem.
- Czy uważasz, że szkolenie go jest rozsądne – Mistrz Windu skierował pytanie bezpośrednio do Yody.
- Hmmm… Szkolony na rycerza Jedi będzie on. – Yoda oparł brodę na otwartej dłoni. – Do reszty młodzików dołączy chłopiec. Dopóki  mistrza dla siebie nie znajdzie.
- Zatem postanowione – Mistrz Windu wstał i spojrzał na Arrana –Chłopiec będzie szkolony na Jedi. Odprowadź go do kwater dla młodzików.
- Zgodnie z waszą wolą mistrzowie – Arran ukłonił się i wyszedł wraz z chłopcem z sali Rady.

Posted by Awgansky | o 11:02 | 0 komentarze

Prolog

Wahadłowiec lądował właśnie nieopodal domu Leerów. Mały Kardo obserwował zbliżający się z hukiem statek. Rodzice od początku wiedzieli, że ich syn jest chłopcem wyjątkowym. Niedługo po jego narodzinach zgodzili się oddać go na szkolenie Jedi gdy odwiedził ich emisariusz, który przybył do nich ze świątyni na Coruscant, aby powiedzieć im o darze jakim dysponuje ich syn i prosić aby oddali go jak trochę podrośnie na szkolenie Jedi.  Spoglądając na zaledwie dwu letniego Kardo leżącego w kołysce wyczuwali jego emocje. Statek wyraźnie mu się podobał , ale Kardo był zbyt mały aby rozumieć to co go czeka. Obawiali się, że był zbyt mały aby niebawem pamiętać swoich rodziców.
   Hałas silników odrzutowych powoli zaczął cichnąć gdy maszyna osiadła na lądowisku przy farmie i platforma  zaczęła opadać. Na rampie statku pojawiła się postać w przepastnym brązowym płaszczu z kapturem naciągniętym na głowę tak głęboko, że jej twarz była całkowicie zasłonięta. Dłonie złączone na pasie okryte były obszernymi rękawami i podtrzymywały poły płaszcza. Postać dostojnym krokiem nie podnosząc głowy podeszła do małego Kardo i stanęła górując nad nim, chłopiec uniósł wzrok aby zajrzeć pod kaptur nieznajomego. Twarz dziecka zamarła na chwile. Rodzice mogliby przysiąc, że dziecko na widok twarzy nieznajomego zadrżało. Trwało to jednak zaledwie ułamek sekundy i już mały Nautiliańczyk uśmiechał się gderając wesoło do przybysza. Jedi wysunął rękę w kierunku dziecka i z końca rękawa wyłonił się brunatny palec dwukrotnie dłuższy i szerszy od ludzkiego z długim i całkowicie czarnym paznokciem. Chłopiec bez wahania chwycił palec oburącz i potrząsnął nim to w górę to w dół gderając wesoło. Nieznajomy cofnął rękę i zwrócił się w kierunku rodziców. Podczas gdy zbliżał się do nich zdjął z głowy kaptur. Na rodzicach Karda Jedi nie zrobił takiego wrażenia jak na dziecku. Doskonale wiedzieli kim jest ponieważ przed przylotem rozmawiał z nimi przez Holotransmiter.
   Ojciec Karda wyszedł mu naprzeciw wysuwając w jego kierunku rękę w powitalnym geście i racząc Kel Dorskiego mistrza serdecznym uśmiechem.
- Witam mistrzu Arranie. Rozumiem, że nadszedł już czas.- powiedział krzywiąc się lekko, ale nadal wyglądając serdecznie.
Nie można było tego powiedzieć o rycerzu, który podał mu rękę na przywitanie. Mimika twarzy rasy Kel Dor była niedostrzegalna ze względu na maski, które przedstawiciele tej rasy musieli nosić poza swoją planetą. Ojciec Karda wiedział jednak, że gdyby nie maska na bulwiastej głowie rycerza ujrzał by uśmiech. Wyczuwał to w feromonach Arrana.
- Witaj Lardo. Faktycznie czas nadszedł. Twój syn jest bardzo silny mocą i nie wyczuwam w nim zepsucia – Głos rycerza był głęboki i lekko zniekształcony przez maske, która nadawała mu metalicznego podźwięku. – Dziś zabiorę go na Coruscant do Świątyni Jedi gdzie rozpocznie swoje szkolenie. Kardo zostanie rycerzem.
- Nie powiem żebym wyczekiwał tego momentu z utęsknieniem, ale słowo się rzekło – Lardo nie krył żalu w głosie. – Dziwi mnie tylko fakt, że w mojej rodzinie nikt nigdy nie był czuły na Moc, Nikt wcześniej nie był Jedi. – Usiadł na pieńku i w zamysleniu oparł brodę na dłoni.
- Ścieżki mocy nie są zbadane przyjacielu. W każdej rodzinie mogą się pojawic się czuli na moc. Nie wiadomo dlaczego ani jak. Jednak jako wierny Republice i demokracji na pewno rozumiesz, że pokój w galaktyce jest najważniejszy i powinieneś być dumny z tego, że to właśnie Twój syn będzie go strzegł. – Arran usiadł obok Larda kładąc mu rękę na ramieniu – Dzięki dzieciom takim jak Kardo zakon Jedi będzie istniał i bronił bezpieczeństwa i pokoju w Galaktyce. Jest to zaszczytna funkcja i powinniście być dumni ze swojego syna. – Arran mówił spokojnie. Na twarzy Larda stopniowo zanikały żal i zamyślenie. Nautiliańczyk wstał i otrzepał spodnie. Zmierzył Jedi od góry do doły i westchnął.
- Dobrze więc. Pamiętam podobną rozmowę gdy go odkryliście. Mówiłem wtedy mistrzowi Fisto i powiem to teraz Tobie. Żadne słowa nie zastąpią mi syna ale rozumiem wagę podjętej decyzji i po raz kolejny zgadzam się. Porozmawiam teraz z żoną. Jednocześnie proszę byś poczekał na pokładzie statku i dał nam się pożegnać – Lardo posłał rycerzowi blady wymuszony uśmiech – Wiedz też, że wyczułem Twoją obawę przed moją zmiana zdania i oznacza to jak sadzę, że mój syn jest ważny dla zakonu i zaopiekujecie się nim jak należy. – Posłał rycerzowi pytające spojrzenie – Zadbasz o to mistrzu Arranie, Prawda?
- Absolutnie – odparł bez wahania rycerz – Twój syn będzie bezpieczny w murach świątyni Jedi.
- Dziękuje za szczerą i bezzwłoczną odpowiedź. A teraz jeśli pozwolisz pójdę do żony. Poczekaj na mnie i Karda na pokładzie.
Jedi ukłonił się bez słowa, nałożył kaptur i odszedł w kierunku wahadłowca. Arran odczuwał jednak niepokój w stosunku do małego Kardo.

Posted by Awgansky | o 12:43 | 0 komentarze

Strażnik Pokoju

Republika Galaktyczna zrzeszająca światy rozmieszczone we wszechświecie targana jest wewnętrznymi konfliktami, kontrolowaniem których zajmuje się od tysiącleci zakon Rycerzy Jedi. Rycerze Ci są strażnikami pokoju w Galaktyce. Zakon zrzesza istoty czułe na Moc i szkoli je w użytkowaniu tego daru w celu utrzymania pokoju i harmonii w republice. Głównym zadaniem zakonu w obecnych czasach jest zażegnywanie konfliktów wewnętrznych na planetach należących do republiki galaktycznej.
Rycerz Jedi Arran Koli zajmuje się podróżowaniem po galaktyce i zabieraniem dzieci czułych na Moc z ich rodzinnych domów. Celem wędrówki tych dzieci jest Świątynia Jedi na planecie Coruscant gdzie maja rozpocząć szkolenie na rycerzy i zostać nowymi strażnikami pokoju w Galaktyce.
Aktualnie Prom Arrana podchodzi do lądowania na planecie Glen Anselm w celu zabrania do świątyni Nautaliańskiego chłopca imieniem Kardo Leera.

Posted by Awgansky | o 12:19 | 0 komentarze

Witam!

Witam serdecznie na Blogu poświęconym twórczości FanFiction umiejscowionej w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Zaznaczam, że zawarte tutaj opwiadanie jest mojej twórczości i prosze jednocześnie o wyrozumiałośc jako, że jest to pierwszy dłuższy tekst mojego pióra :).
Pierwsze opowiadanie Fan Fiction, zatytułowane jest "Strażnik Pokoju" i początek wydażeń datuje się na rok 53 BBY. Życzę miłej Lektury. Jednocześnie gorąco zachęcam do komentowania, chetnię przyjmę wszelką krytykę.

Posted by Awgansky | o 11:40 | 0 komentarze