Padawan C.D

Główna sala lokalu była ogromna. Dudniąca muzyka zagłuszała rozmowy. Stoły ustawione były przy ścianach a większą część powierzchni zajmował oświetlony kolorowymi lampami parkiet.  Na środku parkietu stał potężny okrągły bar, do którego właśnie zdążali. Gdy szli po parkiecie Kardo zauważył, że na trzech ścianach umieszczono antresole na których stało jeszcze więcej stolików. Wejście na wyższy poziom znajdowało się po drugiej stronie sali, były to szerokie schody pilnowane przez kilku goryli, W samym lokalu nie było zbyt wielu gości a większość obecnych przypatrywało im się uważnie. Dochodząc do baru Kardo zauważył, że Rodiański barman kończy rozmawiać z kimś przez komunikator.  Zirlo swobodnym krokiem podszedł do baru i zamówił sobie drinka. Zachowanie barmana wskazywało na to, że coś go wyraźnie zdenerwowało. Nie łatwo było dostrzec u Rodian strach czy nerwy. Mimika ich twarzy była ograniczona przez usta przypominające trąbkę i oczy, które mimo iż były wielkie nie miały źrenic ani tęczówek. Wyglądały jak najeżone gwiazdami niebo.  Mimo to Barman krzątając się za ladą podczas szykowania napojów emanował potężną aurą lęku. Kardo jako Nautilianczyk potrafił wyczuć aurę hormonów i dzięki temu wiedzieć co odczuwa aktualnie istota, która przebywa w jego otoczeniu.  Podając drinki wyraźnie się bał.
- Chciałbym zobaczyć się z właścicielem – Zirlo albo nie zauważył zachowania barmana albo nie chciał dać tego po sobie poznać – Czy jest teraz obecny? – Przyłożył szklankę do ust ale po chwili odstawił ją bar – Jak mógłbym się z nim umówić?
- Niestety szefa dzisiaj nie ma? – odparł barman drżącym delikatnie glosem – nie sądzę by dziś wrócił.
- Doprawdy? – Zirlo uniósł brew – Wydawało mi się, że ktoś wspominał o spotkaniu z nim za pięć minut. – Pochylił się nad barem i wyszeptał. – wydaje mi się, że kłamiesz. – Gdy się prostował część jego płaszcza zahaczyła o drinka rozlewając go na ladę – Proszę o wybaczenie za bałagan. Czy mógłbym prosić o jeszcze jedną kolejkę? – Jego twarz złagodniała równie szybko jak wcześniej spoważniała.
Kardo zauważył poruszenie. W całym lokalu ciemne typy szeptały miedzy sobą kiwając w ich kierunku głowami.  Bardziej normalni goście zaczęli powoli opuszczać lokal. Muzyka przycichła. Zirlo oparł łokcie na barze i rozsiadł się na stołku nie zwracając uwagi na otoczenie. Padawan rozglądał się po Sali, teraz był pewien, że każdy z obecnych doskonale wiedział kim są. Jedynym atutem, który im pozostał była reputacja niezwyciężonych rycerzy Jedi. Do Karda dotarło, że jego mistrz doskonale zdaje sobie z tego sprawę i to właśnie z tej świadomości wynika jego spokój. Zirlo po raz kolejny pokazał swoim zachowaniem jak ważne jest doświadczenie. Zaimponował młodemu Kardo swoim wyczuciem i umiejętnościami. Padawan usiadł na stołku obok mistrza. Oboje spojrzeli na barmana. Kardo czół w powietrzu gniew i strach bandytów.
- Dostanę tego drinka przyjacielu? – Głos Zirla był wręcz irytująco spokojny –Strasznie mnie suszy.
Barman postawił na stole drinki i znów zaczął się krzątać przy barze.
- Mistrzu jak długo tu zostaniemy? Czy nie uważasz, że to strata czasu?
- Cierpliwości mój młody uczniu. Ci gangsterzy to w głębi ducha tchórze i narwańcy. Nie wytrzymają długo, zaraz coś się zacznie dziać. – Wzrok miał utkwiony w jakimś punkcie za barem – Pamiętaj. Cza jest naszym sprzymierzeńcem.
- Ale kiedy my siedzimy tutaj i popijamy drinki i napoje Tu’ Pak może się oddalać. Czy to rozważne dawać mu czas na ucieczkę? – w pytaniu Karda słychać było niepokój.
- Spokojnie Kardo. Ich szef słynie jako zabójca Jedi. Zbyt dużo stracił by w ich oczach gdyby teraz uciekł. Dla takich ludzi najważniejsza jest reputacja – W głosie mistrza nadal nie było śladów emocji – Zaraz się pojawi a wtedy go aresztujemy. Siedź cierpliwie i obserwuj.
- Tak jest mistrzu Zirlo. – Padawan rozsiadł się wygodnie czekając na rozwój wydarzeń.
Nie trwało to długo. Coś w tej sytuacji zdecydowanie mu nie odpowiadało. Wyczuwał duże pokłady strachu, które jakby się zbliżały. Narastał z każdą chwilą a gdy wydawało się, że osiągnął apogeum, Kardo dostrzegł dziwny zarys odbijający się w wielkich oczach barmana i chwilę po tym kątem oka zobaczył lufę blastera oddaloną o cal od potylicy swojego mistrza.
Reakcja padawana była błyskawiczna w ułamku sekundy w jego reku pojawił się miecz świetlny. Z chirurgiczną precyzją i wręcz taneczną finezją obrócił się wyprowadzając cięcie łukiem od dołu ku górze. Miecz przeciął blaster w pół zostawiając smugę światła. Kardo uniósł wolną rękę i bandyta trzymający przed chwilą blaster wzleciał w powietrze. Chwilę później padawan wypchnął rękę przed siebie i uniesiony w powietrze gangster przeleciał przez salę lądując na jednym ze  stolików pod ścianą. Zirlo stał już zwrócony tyłem do baru trzymając miecz świetlny w gotowości. Kardo odwrócił się błyskawicznie robiąc wymach mieczem zakończony o milimetry od szyi barmana, który wypuścił trzymany w ręku blaster. Po trwającym zaledwie kilka sekund zamieszaniu  w lokalu zapanowała grobowa cisza przerywana tylko cichym pojękiwaniem bandyty leżącego pod ścianą.
Większość gości w lokalu trzymało w rekach blastery wymierzone w Jedi. Po tym pokazie umiejętności nikt nie ważył się nawet mrugnąć.
- Teraz wezwiesz tutaj Tu’ Paka – wycedził Kardo do barmana wciąż trzymając mu miecz przy gardle – Mamy do niego sprawę i zmarnował już dość naszego czasu.
Zirlo w milczeniu przesunął się tak aby zakryć padawana własnym ciałem, omiótł spojrzeniem cały lokal. Wszyscy członkowie gangu nie spuszczali ich z oczu cały czas trzymając palce na spustach. Zirlo zauważył, że jeden z nich trzyma w reku termo detonator.
- Wezwij go! – głos Karda przybrał groźną nutę. – Już!
Rodiański barman nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Stał jak wmurowany w podłogę drżąc ze strachu. Gdy już zdawało się, że chce coś powiedzieć wyraźnie nabierając powietrza. Wtedy jeden z gangsterów najwyraźniej nie wytrzymał napięcia i wybiegając przed swoich towarzyszy krzyczał.
- GIŃ ŚCIERWO JEDI! – Wystrzelił prosto w Zirla.
Jedi od niechcenia zrobił wymach mieczem odbijając pocisk prosto w ramię koreliańskiego napastnika, który z jękiem padł na ziemię trzymając się za ranę. Wszyscy gangsterzy zesztywnieli jeszcze bardziej. Zdawało się, że brakuje sekundy aby eksplodowali nierozważnym gniewem. Zirlo i Kardo nie wykazywali utraty koncentracji stojąc spokojnie jak gdyby nic się nie stało. Po kolejnej chwili ciszy przez lokal przetoczył się echem dźwięk powolnego klaskania. Kardo zmierzył barmana upewniając się, że nic nie wywinie po czym obrócił głowę w kierunku, z którego dobiegało rzeczone klaskanie. Na szczycie schodów za plecami zgrai bandziorów stał  ubrany w dziwny pancerz ciemnoskóry mężczyzna, przez jego twarz biegła paskudna blizna krzyżująca się z jeszcze paskudniejszym uśmiechem. Przy pasie miał przypięty miecz świetlny.  
- Piękny pokaz mistrzu Jedi. – Tu’ Pak zdawał się rozbawiony zaistniałą sytuacją. – Mam nadzieję, że senat zwróci mi koszty napraw sprzętu, który zniszczyliście.
- Tu’ Paku Mordigo – Odpowiedział Zirlo bardzo wyniosłym tonem – Moim zadaniem jest zaprowadzenie Cie przed oblicze sprawiedliwości. Obawiam się, że tam gdzie się udamy pieniądze nie będą Ci potrzebne. A teraz do rzeczy. Jesteś aresztowany w imieniu Republiki Galaktycznej. – Zirlo przy ostatnim zdaniu wycelował ostrze miecza świetlnego w kierunku rozmówcy.
- Obawiam się, że Twój poprzednik był równie pewny siebie – Uśmiech Tu’ Paka stał się jeszcze paskudniejszy – Zostawił mi pamiątkę – dodał klepiąc miecz świetlny przypiety do pasa. – Grożenie mi mieczem świetlnym nie jest najlepszym pomysłem.
Zirlo uniósł brew w pytającym geście. Tu’ Pak ciągnął dalej.
- Widzisz przyjacielu. Ten pancerz wykonano z domieszką stopu cortosis. Wasza broń na nic się nie zda w kontakcie z nim. – zimny glos Tu’ Paka przeszedł w śmiech – A teraz wynoście się stąd zanim komuś jeszcze stanie się krzywda. – Mówiąc to zdarzył już wyjść przed tłum gangsterów.
- Przykro mi – Zirlo opuścił głowę w poddańczym geście – Ale – na jego twarzy pojawił się uśmiech gdy podnosił głowę przeszywając szefa gangu wzrokiem – Niestety nie mogę przystać na Twoje warunki.
W jednej sekundzie do jego wolnej reki poszybował miecz świetlny przypięty przed chwilą do pasa Tu’ Paka.
- Poddaj się a nikomu nie stanie się krzywda. – Powiedział Zirlo władczym tonem.
Tu’ Pak ze strachem w oczach wycofał się nakazując gestem by jego ludzie zaatakowali rycerza. Wyraźnie zmieszanym gangsterom chwilę zajęła ocena sytuacji. Tu ‘Pak stał już na schodach, które zaczęły być powoli zasłaniane przez wielki grodzie.
Zirlo szybkim rzutem oka ocenił sytuację i zdecydował, że jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji jest natarcie na niedoszłych napastników. Dzierżąc dwa miecze świetlne wpadł pomiędzy napastników wykonując piruet zakończony kucnięciem i obrotem. Jego ataki były precyzyjne i miały na celu rozbrojenie jak największej liczby przeciwników przy jak najmniejszej ilości ofiar śmiertelnych. Członkowie Pazura Rancora odskoczyli od rycerza w obawie przed śmiercionośnymi mieczami.
Kardo nie tracił czasu na obserwowanie dalszego rozwoju wydarzeń i wdał się w pościg za Tu’ Pakiem. W ostatniej chwili zdążył się przetoczyć pod grodzią, która zatrzasnęła się za nim z trzaskiem. Zerwał się na proste nogi i pobiegł w górę schodów. W ostatniej chwili dostrzegł Tu’ Paka znikającego w korytarzu po lewej stronie. Trzymając miecz w gotowości puścił się pogoń za zbiegiem wbiegając w korytarz gdzie czekało na niego pięć droidów ochrony. Z lekkim uśmiechem

Posted by Awgansky | o 09:08 | 1 komentarze